ta dżonka stoi na uboczu, milcząca ciszą śmierci. Policjant w przyzwoitej odległości przechadza się po nabrzeżu.<br> - Załoga dżonki - informuje - jest już w szpitalu albo jeszcze w szpitalu...<br> Idę więc na High Street, gdzie w jednym skrzydle dawnego szpitala dla umysłowo chorych teraz zaimprowizowano szpital dla ofiar cholery.<br> Choroba uderza znienacka, skrada się cichaczem. Oto swym kościstym palcem dotknęła człowieka, który w tłumie innych śpieszy gdzieś, aby zdobyć dla siebie i bliskich małą miseczkę ryżu, może nawet z kawałkiem pokrajanej surowej ryby. I oto nagle tłum rozbiega się przerażony, gdyż istota, śpiesząca za jadłem, przewraca się na ziemię, zaczyna gwałtownie wymiotować, nie panuje