matka.<br> - A na kogóż by? - od jego dudniących słów aż się prom lekko<br>zakołysał.<br> Głos mu się jednak po chwili wypogodził i łagodnie już upomniał mnie,<br>abym nie trzymał się liny, bo mi skórę na rękach pozdziera, co innego<br>jego ręce, wyszlifowane jak schody do kościoła. Matce kazał siąść na<br>skrzyni, że wygodniej jej będzie niż stać, i podsunął jej tę skrzynię.<br> - Rano, jak was zobaczyłem, od razu pomyślałem, zanim słońce zajdzie,<br>będą wracać. I zachodzi. Zawsze wiem, kto jutro, pojutrze będzie<br>wracał, a kto nigdy. Gdyby nie ten kukuruźnik, już byście mnie nie<br>spotkali. A męża gdzieście zostawili? Rano troje