martwe natury, czy coś innego - to wydaje mi się, że wtedy jest dobrze. Nie mówię, że indywidualne widzenie jest jakąś gwarancją powodzenia, bo wiele zależy od formy, ale indywidualność to największa wartość. Nie maluję przecież jabłek czy gruszek wyłącznie dla ich estetycznej urody, nie zasadniczo. Jak kapiści - albo Holendrzy, którzy sławili przedmiot samą formą. Maluję dla jakiegoś theatrum, w którym szereg dziwnych przedmiotów spotyka się w jednej płaszczyźnie. Z upodobaniem wybieram cynowe misy i dzbany, jajka, skorupy, piramidy, stare szpargały. Traktuję przedmiot w sensie metafizycznym. Chodzi mi o to, by moje przesłanie - wyraz tych obrazów - było raczej metafizyczne niż wyłącznie estetyczne