symetrii, podsuniętej słowami: "On i ja... Czterech i czterech... Tam i tu..." Jakkolwiek by było, Henryk jest kozłem ofiarnym naszych własnych namiętności, albowiem poszedł odważnie tam, gdzie pójść nie starczyło nam odwagi. Budzi więc, jak mówił Arystoteles, litość i trwogę, zaś jego kaźń i śmierć przyniosą nam ulgę i oczyszczenie, sławną katharsis.<br>Gombrowicz na pewno nie myślał o Ślubie w tych pojęciach, ale cóż z tego?... tradycja prowadzi często pióro pisarza tam, gdzie nie sięga analityczna świadomość. Gdzie szukać najgłębszej oryginalności Ślubu?<br>Chyba w tym właśnie, że umieściwszy postacie w wewnątrznym świecie bohatera, jego fantazmatowi nadał Gombrowicz ciężar i powagę konieczności