robi, idzie za nim ten głos uznania i wiary - Szczęśniak!<br>Uśmiechnął się tylko na to swoje zatracone, psiamać, szczęście, i łapał robotę, i ganiał wszystko jedno z czym i dokąd, byle dalej od Madzi, od myśli czczych i ociemniałych, co by to było, gdyby ona go chciała, inaczej mówiąc, gdyby ślepy słońce miał!<br>U siebie przebywał rzadko, w piątki chyba, po obiedzie u Lubartów.<br>- Co masz sam siedzieć - zapraszała go Fejga - chodź na rybę. Dobra ryba, słowo daję, i Ewa się ucieszy.<br>To było oczywiście grzeczne kłamstwo z jej strony, bo Ewa niczym się cieszyć nie mogła. Życie od dziecka gniecione