czeskich linii lotnicznych, a na jego miejscu pojawia się na rogu Ossolińskich cukiernia z werandą i markizą. I wtedy słyszę obok siebie kroki ojca. Po "inspekcji" w obu lokalach postanowił przejść się trochę ze mną, bo dzień jest pogodny i ciepły. Kiedy zejdziemy już całkiem nisko, tam gdzie kończy się ślimak, nie będziemy się zapuszczać dalej - w brudne, zaniedbane uliczki Powiśla. Ojciec ubolewa nad tym, że Warszawa wciąż jeszcze odwrócona jest plecami do Wisły, chociaż już nie ma Moskali, którzy narzucali miastu charakter prowincjonalno - gubernialny. Rozsnuwa przede mną wizję przyszłości, kiedy to nowe, piękne dzielnice wyrosną na miejscu ruder Powiśla, a