się nad nią, czuje setki kopyt, przelatują, raniąc jej ciało, twarz ma w wodzie, nie może oddychać, nie może podnieść głowy, końskie kopyta trafiają w głowę, w nogi, w żebra, skąd tylu jeźdźców - myśli Joanna resztką myśli, z opóźnieniem dociera do niej cisza, podnosi głowę i nabiera tchu, w oddali słychać jeszcze słabnący tętent, ale jest już sama, przejechali, zaraz pewnie tu wrócą sprawdzić, czy żyję - myśli i zaczyna się czołgać w stronę ściany, zęby jej dzwonią, nie ma siły się podnieść, ale czołga się, czołga, w końcu przywiera do skały i zapada w nicość. <br><br><br>Joanna przywykła do tych nocy, nie