Władyś z uniesieniem spełniał najdziwniejsze rozkazy, sam łupał drwa, usługiwał, łasił się i uspokajał. Jeżeli Jadwiga próbowała bagatelizować te sprawy, spoglądał na nią jak na wroga. Gdy wreszcie cały porządek domu obrócony został na nice, gdy Róża - spłakana - zasiadła pośród ruin Jadwisinej władzy, następowały chwile najlepsze. Ocierając łzy, zajadając jakiś smakołyk, uśmiechała się do synowej poufale jak dziecko. Jadwidze usta drżały z obrazy, sztywno i grzecznie - nadludzkim wysiłkiem woli - spełniała gospodarskie obowiązki. Róża jednak nie zrażała się jej postawą. Zupełnie innym niż zwykle, ciepłym, wzruszającym głosem pytała o rodziców, o siostry, kładła dłoń na ręce syna, odchylała głowę, mówiła w zachwycie