szlamem, dobywał butelki "śliwówki" czy też, nie pomnę - "śliwkówki", wódki oznaczonej kartką z wizerunkiem owoców śliwy tak jadowicie fioletowych, że nieuchronnie przywodziło to na myśl kolor, jakim oznaczają na plakatach przeciwalkoholowych wątrobę pijaczka.<br>Uznawaliśmy to za szczególny dopust, tym bardziej że dania stanowiące podstawę naszych biesiad pozostawały w drastycznym konflikcie smakowym z ową śliwówką.<br>Potrawy nasze, powtarzające się ze znaczną monotonią, były bowiem następujące: małosolne ogórki własnego podkwaszania, marynowany węgorz lub częściej marynowane stynki, niekiedy coś z patelni, czasa mi wołowina w sosie własnym - solidna konserwa zwolniona przez wojsko do cywila.<br>Można ją było jeść także na gorąco, ale zabieg podgrzewania