wydaniu, mieszkała razem z nami.<br> Ilekroć rankiem ściągano nas z łóżek wyścielonych słomą, z wyrka zbitego z desek na chlebowym piecu, w pokoiku ciotki, sąsiadującym z komorą, pachnącym zielem rozmaitym, jabłkami trzymanymi w malowanej na zielono skrzyni, panieńskim wstydem i onieśmieleniem, on już był.<br> Przez drzwi zamknięte na klucz, ale spaczone, pełne szczelin, sączyła się rozmowa jak wiosenne światło, jak cichy pacierz lub litania śpiewana na dwa głosy.<br> Nigdy jednak, chociaż staliśmy pod drzwiami przez parę zdrowasiek, nie udało się nam zobaczyć, żeby archanioł wychodził z pokoiku.<br> Natomiast wychodziła stamtąd pokorna, cicha i rozpromieniona, jakby w niej zapalono tysiąc lamp naftowych