które jakby spadły tu z innej planety, rozrzuconych nierównym półkręgiem, wyraźnie obcych w tym otoczeniu,<br>i wysypaliśmy się jeden po drugim z autobusu, i pobiegliśmy ku tym kamieniom, aby przyjrzeć się im z bliska, dotknąć, poczuć palcami ich ziarnistą strukturę, i kryliśmy się za nimi, przykucaliśmy z opuszczonymi do kolan spodniami i kalesonkami, a potem sięgaliśmy do tylnej kieszeni, gdzie zawsze mieliśmy już teraz na wszelki wypadek papier toaletowy, który zastępował liście łopianu i co gładsze kamyczki...<br>i wracając, słyszeliśmy głosy przerażonych kolegów: w cieniu skał żyły skorpiony i mimo iż znaliśmy je z Esfahanu, budziły w nas lęk i przerażenie