Typ tekstu: Książka
Autor: Grochowiak Stanisław
Tytuł: Seans
Rok: 1997
i tak uciekała, zamiast przyjść - oddalała się na bezpieczną odległość i, jakby drwiąc z mojej bezsilności, demonstracyjnie szarpała zębami bandaż.
- A żryj! A zrób se zakażenie! A zdechnij!
Świadom, jak komiczna jest moja wściekłość, co przecież nie polepsza nastroju, zostawiłem Czikitę w ogrodzie, ale okazało się, że to właśnie był sposób, bo za kwadrans usłyszałem skrobanie do drzwi. Otworzyłem, a ona, skulona i skruszona, na progu pokazywała mi krwawiącą łapę i skamląc wzywała mojej pomocy.
- A co ja "weteryniarz"?
Spojrzałem na zegarek - trzynasta; Ewa już pewnie pojechała do "Ery" popędzać naszych pracowników, Bartuś z Lidką, naszą baby-sitterką, studentką rusycystyki - wszyscy
i tak uciekała, zamiast przyjść - oddalała się na bezpieczną odległość i, jakby drwiąc z mojej bezsilności, demonstracyjnie szarpała zębami bandaż.<br>- A żryj! A zrób se zakażenie! A zdechnij!<br>Świadom, jak komiczna jest moja wściekłość, co przecież nie polepsza nastroju, zostawiłem Czikitę w ogrodzie, ale okazało się, że to właśnie był sposób, bo za kwadrans usłyszałem skrobanie do drzwi. Otworzyłem, a ona, skulona i skruszona, na progu pokazywała mi krwawiącą łapę i skamląc wzywała mojej pomocy.<br>- A co ja "weteryniarz"? <br>Spojrzałem na zegarek - trzynasta; Ewa już pewnie pojechała do "Ery" popędzać naszych pracowników, Bartuś z Lidką, naszą baby-sitterką, studentką rusycystyki - wszyscy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego