w dół z diabelskim chichotem. <dialect>Zedmie</> śnieg do zielonych traw i lodu lub wygoli kamienie, abyś nogi pokręcił tam, gdzieś sobie najpiękniejszy zjazd obiecywał.<br>Zjazd. Bo czyż być może dla dobrego narciarza większa przyjemność, jak we wąskiej rynnie górskiej kręcić łuk za łukiem, opadając w dół wężowym śladem ? Co za sprawdzian techniczny <orig>wycyrklowanych kristjanij</> ślad szerokości paru metrów, lecący z pieca na łeb w przepaść. Albo, nieporównany, cholerycznie stromy las tatrzański, ów slalom wobec nieba, o chorągiewkach ze smreków, które się nie ugną, gdy o nie zawadzisz. Stromizna - trudność, zapewne, ale przyjemna trudność, całkowicie dająca się opanować narciarzowi. Groźna z powodu