Typ tekstu: Książka
Autor: Broszkiewicz Jerzy
Tytuł: Doktor Twardowski
Rok wydania: 1987
Rok powstania: 1978
bierze go pod ramię: - Panie inżynierze!
Twardowski odprowadza ich wzrokiem na próg oddziału.
Wiem, co oznacza to spojrzenie.
Rozumiem, dlaczego zaciska d łonie, aż bieleją knykcie.
Przymykam oczy i znów widzę: pani S., cała w żałobnej czerni, przechodzi przez hall, by złożyć pożegnalny pocałunek na czole stryjecznego wnuka.
Odchodzący grudzień sprzyja ludziom.
Już w noc wigilijną zaczyna sypać śnieg drobny i czysty.
Zdobi dachy i hełmy wież, parki i błonia, planty i aleje.
Co noc sypie w bezwietrznej ciszy.
Dni wstają w słońcu, ale czerstwy mróz nie pozwala osiadać ani czernieć śnieżystemu wystrojowi.
Słońce dopiero o zachodzie zaczyna grać kolorami choinkowych
bierze go pod ramię: - Panie inżynierze!<br>Twardowski odprowadza ich wzrokiem na próg oddziału.<br>Wiem, co oznacza to spojrzenie.<br>Rozumiem, dlaczego zaciska d łonie, aż bieleją knykcie.<br>Przymykam oczy i znów widzę: pani S., cała w żałobnej czerni, przechodzi przez hall, by złożyć pożegnalny pocałunek na czole stryjecznego wnuka.<br>Odchodzący grudzień sprzyja ludziom.<br>Już w noc wigilijną zaczyna sypać śnieg drobny i czysty.<br>Zdobi dachy i hełmy wież, parki i błonia, planty i aleje.<br>Co noc sypie w bezwietrznej ciszy.<br>Dni wstają w słońcu, ale czerstwy mróz nie pozwala osiadać ani czernieć śnieżystemu wystrojowi.<br>Słońce dopiero o zachodzie zaczyna grać kolorami choinkowych
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego