wielkim fotelu z czerwonymi obiciami; dwaj księżykowie z sąsiedztwa asystowali mu na wyściełanych taboretach. Widzieli się tam, on i oni, jako trójca aniołów malowanych, strojni w zielono-złociste ornaty, nieruchomi, w kapłańskim zatopieni dostojeństwie.<br>Ksiądz Bończa stał już na kazalnicy Ujrzał przed sobą w dole ciżbę ludzką, ścisk i tłok srogi - wiadomo, odpustowy. Więc najbliżej, pośrodku nawy, barwiste samodziały babskie, chusty wszelakie i kaftany, obfite czepce niewiast i płowe głowy dziwczyn pozaplatane we wstążkach - a dalej, pod ścianami i w głębi pod chórem, i w ciemnej kruchcie sukmany i kapoty chłopstwa, łby długowłose, tłuszczem godnie wysmarowane: głowa przy głowie, mrowie gąb