kominem, i natura mimo czterdziestki psotna, chłopięca...<br><tit>Rozdział osiemnasty</><br>Towarzysz Grzybowski Wojciech, zwany u nas Grzybkiem, czyścił kominy w nocnej zmianie, to znaczy od dwudziestej drugiej da szóstej. Pracował razem ze ślusarzem jednym, Stockim, co miał ruską żonę. O godzinie drugiej nad ranem, gdy robotnicy z nocnej zmiany wychodzili do stołówki na kolację, ci dwaj powiedzieli: - Zjemy na miejscu. - Zostawszy sami, wyciągnęli z kanałów kominowych schowany tam sztandar, który przysłała nam Warszawa.<br>Stocki jadł dzwoniąc łyżką i uważał, a Grzybek polazł. Był szczupły, zwinny jak małpa - dlatego on, a nie Stocki, sztandar z drzewcem miał przyczepiony na plecach.<br>- Gdyby się sztraba