schody wpadł wróbel. Chyba nie oknem, nigdy ich nie otwierano, więc pewno od dołu, musiał być strasznym desperatem, bo drzwi wejściowe, solidne, obite cynkowaną blachą, były zupełnie nie zachęcające... A może wleciał przez strych? Obok mieszkania na poddaszu były dwa przepastne, niskie strychy, na których było wszystko i nic, gdzie straszyło i gdzie można było wejść na dach, by stamtąd popatrzyć na spory kawał miasta, dalekie lasy i pola, no i do ogrodu sąsiadów, gdzie czasem opalała się prawie naga Wiesia. Na lokatorskim strychu (bo drugi, wykorzystywany przez gospodarzy, był stale zamykany na kłódkę) stała wielka skrzynia na piasek przeciwpożarowy, do