dwa naręcza kiełbasy i rzucono na stół.<br> <page nr=32><br> Zapachniało jałowcem.<br> Z piekarni, też jedynej, przytaszczono w koszach wiklinowych kilka bochenków chleba i pokrajano go w pośpiechu w grube pajdy.<br> Odszpuntowano dodatkowo kilka beczek piwa i pitnego miodu.<br> Gdy stoły na powrót przystrajano gałązkami jedliny i ciętymi pośpiesznie gałązkami mirtu i asparagusa, straż czuwająca poza miastem doniosła przez gońca, że zaszła pomyłka.<br> Zamiast Wybitnej Osoby do miasteczka podążała wataha brunatnych niedźwiedzi.<br> Na rajców miejskich, na burmistrza, na mieszczan zajętych przez wieki kupczeniem, zarzynaniem zwierząt, zaczynianiem ciasta, warzeniem piwa, syceniem miodów, szyciem cholewek padł po raz pierwszy blady strach.<br> Przecież wokół miasteczka nie było