Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
z czymś niespotykanym do tej pory - okruchem życzliwości? - przebiegły, ile służba wymagała, po Jassmontach. Pod jego butami śnieg przyjemnie zabrzęczał, sprzączka u karabinu podzwaniała, wydając odgłos podobny to tego, jakim czaruje końska uprząż. Wartownik podniósł wolną rękę i pozdrowił. Róża na ten gest uśmiechnęła się, Jassmont zakasłał, chyba dzisiaj nie strzeli nam w plecy.
Ponad gontami posterunku zawisła mlecznoołowiana mgła, jak w pralni parowej, efekt spalania kiepskiego koksu. Przeszli, znowu trzasnęły drzwi, wartownik powrócił do ciepłego pomieszczenia.
Z rana Jassmont, chuchając na szybę, prorokował: - Będzie z piętnaście gradusów - raczej do siebie, bo uważał, że Róża jeszcze śpi. Mylił się. Otworzyła oczy
z czymś niespotykanym do tej pory - okruchem życzliwości? - przebiegły, ile służba wymagała, po Jassmontach. Pod jego butami śnieg przyjemnie zabrzęczał, sprzączka u karabinu podzwaniała, wydając odgłos podobny to tego, jakim czaruje końska uprząż. Wartownik podniósł wolną rękę i pozdrowił. Róża na ten gest uśmiechnęła się, Jassmont zakasłał, chyba dzisiaj nie strzeli nam w plecy. <br>Ponad gontami posterunku zawisła mlecznoołowiana mgła, jak w pralni parowej, efekt spalania kiepskiego koksu. Przeszli, znowu trzasnęły drzwi, wartownik powrócił do ciepłego pomieszczenia. <br>Z rana Jassmont, chuchając na szybę, prorokował: - Będzie z piętnaście gradusów - raczej do siebie, bo uważał, że Róża jeszcze śpi. Mylił się. Otworzyła oczy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego