pucołowatych policzkach rozbrajały mnie z zawęźlonej we mnie siły i rozwiązywały z węzełków mój oporny język.<br> Przyłapywałem się bowiem coraz częściej na szeptaniu zapamiętanych z dzieciństwa kołysanek, na oskubywaniu z korony kwiatów ślepia i stokroci.<br> A gdy szedłem do karczmy, w pole lub do kościoła, powiadałem sobie, że jeśli po stu krokach zobaczę na drodze biały kamyk, na pewno ujrzę ją po południu.<br> I coraz częściej prowadzałem tę pucołowatą dziewczynę w zmierzch przesycony zapachem rzeki.<br> Ale w dzień, na jawie, gdy siadywałem na progu, gdy wyjeżdżałem w pole, częściej myślałem o córce sąsiada.<br> Bez przymykania powiek, bez znajdywania białych kamieni, miło