dyskusja w mieszanym towarzystwie i za cechę Amerykanina - już nie fizyczną, lecz charakterologiczną - uznaliśmy wewnętrzne przekonanie, że jego życie jest pełne, że spełnia się w jakimś prostym, pełnym ufności (do Boga? do losu? do prawa?) planie. Tak jakby każdy, nawet najgłupszy amerykański osiłek, od dziecka czytał Desiderata, ten tajemniczy, anonimowy świecki katechizm, znaleziony przed wiekami w katedrze w Baltimore: "Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu... Prawdę swą głoś spokojnie i jasno. Jesteś dzieckiem wszechświata, podobnie jak drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj".<br><br>Wynika z tego wyczuwalne przekonanie: jestem tak samo dobry jak inni, bo mam moralny kompas, jestem samowystarczalny, nie