się od nich w kierunku dropiatej stodoły, powtarzał szarpiący serce tekst:<br>- Kwiecie mój, czemuż mnie wzgardą obdarzasz? Nie odwracaj lubego oblicza!...<br>Na taką właśnie chwilę trafił naczelny inżynier przygnany niepokojem mniej własnym, a bardziej kierownika pracowni, który, jego zdaniem, popadł w nieuzasadnioną, histeryczną panikę. Przyjechał samochodem Stefana, dzięki czemu miał swobodę ruchów na całym terenie. Nie zastawszy nikogo w pensjonacie, udał się w plener na poszukiwanie współpracowników, którzy według informacji tubylców powinni byli znajdować się na zboczach wzgórz, na skraju miasteczka lub też w pobliżu zamku.<br>Zorientowany w projekcie przyszłego zagospodarowania terenu, naczelny inżynier bez wahania ruszył na właściwe zbocze i