konserwę, no i ten piekielny ser. Szliśmy w radosnym nastroju, wreszcie od kilku miesięcy z pełnym żołądkiem. Pierwszy nocleg urządzili nam nasi "opiekunowie" SS-mani w jakimś gospodarstwie rolnym. Spaliśmy z Andrzejem na ziemniakach na jego kocu, a przykryliśmy się moim kocem, nie było to spanie specjalnie wygodne, lecz nam sytym wcale to nie przeszkadzało. Przytuleni do siebie, było trochę chłodnawo, a my tylko w cienkich obozowych drelichach (pasiakach), spaliśmy jak przysłowiowe susły. Rano SS-mani ustawiają nas w kolumnę marszową. Nie otrzymaliśmy żywności, ani nawet wody do picia, a pragnienie nasilało się, zwłaszcza po zjedzeniu tego słonego sera. Ze stodoły