ma niewiary bez skrywanej, cichej nadziei, że Bóg jednak istnieje.<br>A więc wierzę pomimo wszystko, wierzę wbrew sobie, wierzę, chociaż wolałabym nie wierzyć.<br>Chwilami nienawidziła Boga, lecz nienawidzić też nie oznacza nie wierzyć.<br> Przypominała sobie cuchnące lazarety, zakrwawione bandaże, ludzkie kończyny rozwlekane przez wygłodniałe psy, galaretowatą substancję wyplutych płuc na szarym, zawsze nie dopranym fartuchu, zaropiałe opatrunki zrywane z ran, smród zgangrenowanych stóp, plwociny, smarki, żygowiny, jęki konających, wycie... I oczy pełne błagania, prośby, skargi, tęsknoty... Oczy szukające pocieszenia, czułości, nadziei...<br>Na ścianie wisiał krzyż, a ona modliła się o przetrwanie i pomoc dla tych rannych, chorych, przerażonych, zrozpaczonych, przeraźliwie samotnych