wychodził z mieszkania. Sypiał długo, z przyjemnością podobno zupełnie niewłaściwą dla wieku, potem parzył kawę, oglądał newsy, czytał dzienniki. Wieczorami zamawiał do domowego terminalu dokumentalne filmy z różnych okresów i różnych krajów i do późna w nocy, bawiąc się zatrzymywaniem oraz transfokowaniem obrazów, podróżował przez epoki. Był wytrwałym tropicielem nieistotnych szczegółów. Uważał, że to właśnie one, ich miliony, występujące po sobie i obok siebie, a nie pojedyncze wydarzenia znane wszystkim, opisywane przez uczonych i publicystów, wyrażają właściwy sens przemijania. W całej nieskończoności czasu nie ma przecież niczego ważniejszego od źdźbła trawy zakołysanego wieczornym wiatrem, od ukradkiem rzuconego spojrzenia, od słów wypowiedzianych