duszno, gęstniał pot. Jeden z cywilów, ten niski, zużytym głosem jak ze zdartej płyty, monotonnie odczytał przemówienie ociekające frazesami o jedności narodu i koniecznej odbudowie ojczyzny. Ludzie słuchali go jak kramarza, z pewną uwagą, ale podejrzliwie. Z pierwszej ławki co chwilę podnosił rękę wąsaty chłop o mocnej twarzy, typ raczej szlagona niźli włościanina. Dopytywał się, czy i baby będą państwowe, tak jak to jest u bolszewików, on to widział na własne oczy, jak był w maju dwudziestego z Rydzem- -Śmigłym w Kijowie. Państwowe, znaczy się, wspólne. Prowadzący skrzywił się, a wtedy kapitan polecił: - Niech towarzysz wyjaśni obywatelowi, że to reakcyjna agitacja