Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
No, to chyba nie da rady... Ktoś łazi po lesie.
Czernik zaklął w duchu. Z przodu, tam dokąd zmierzali, widać już było w prześwitach jaśniejszą zieleń traw. Szukał odkrytej przestrzeni, z której łaskawe od paru dni słońce wypędziło zimowy chłód. Znalazł odpowiednie miejsce, może jedyne w tym cholernym, zasadzonym pod sznurek i przygnębiająco monotonnym lesie, gdzie każdy hektar wyglądał identycznie i gdzie po nogach ciągnęło zimnem. I akurat tu...
- Rozejrzymy się - mruknął.
- Po co? - wzruszyła prawie niedostrzegalnie ramionami. - Przecież nie będziemy tutaj...
- Zobaczymy - uciął. Szybko umknęła z oczami, chowając je pod rudą grzywką i udając, że ogląda coś, co przylepiło się
No, to chyba nie da rady... Ktoś łazi po lesie.<br>Czernik zaklął w duchu. Z przodu, tam dokąd zmierzali, widać już było w prześwitach jaśniejszą zieleń traw. Szukał odkrytej przestrzeni, z której łaskawe od paru dni słońce wypędziło zimowy chłód. Znalazł odpowiednie miejsce, może jedyne w tym cholernym, zasadzonym pod sznurek i przygnębiająco monotonnym lesie, gdzie każdy hektar wyglądał identycznie i gdzie po nogach ciągnęło zimnem. I akurat tu...<br>- Rozejrzymy się - mruknął.<br>- Po co? - wzruszyła prawie niedostrzegalnie ramionami. - Przecież nie będziemy tutaj...<br>- Zobaczymy - uciął. Szybko umknęła z oczami, chowając je pod rudą grzywką i udając, że ogląda coś, co przylepiło się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego