cud. Budy, lepianki, szałasy wyglądają tak, jakby w każdej chwili mógł je porwać wiatr, spłukać deszcz. Ludzie, którzy nic nie mają, żyją tam, gdzie nic nie ma. <br>Nędza tego widoku stawała się metaforą. Nigdy jeszcze nie widziałem miejsca tak przeklętego, w którym jednocześnie toczyłoby się życie jak najbardziej normalne. Obok szosy kilkadziesiąt metrów w górze, niejako na powierzchni ziemi był wielki betonowy plac i kilka zniszczonych budynków wyglądających na pozostałość kopalnianych biur. Na tym placu setki ludzi przechadzało się, przystawało i gawędziło jak na korso. Przypominało to jakąś alegorię niedzieli albo w ogóle święta. Tłum był żywy, wystrojony, kolorowy i jednocześnie