Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
wytrzymał. Poszedł w szmaty. Zwaliłem to, co zostało, i kosztem wielu godzin naszyłem na wyrwę gigantyczną obustronną łatę 60 120 centymetrów, kłując mozolnie, choć niezwykle równo według narysowanych ołówkiem (co 1 cm) otworów. Tam i z powrotem "maszynowym" ściegiem, używając igły mogącej służyć do zszywania kontynentów.
Pomyślcie: dziesięć nie dokończonych sztychów, jakie zabrałoby mi nie więcej niż dwie-trzy minuty... Ów brakujący łut szczęścia, za to pod dostatkiem wiatru i dziura, w której "zmieściłaby się para kochanków w każdej pozycji". Coś strasznego! Osiem godzin roboty.
Sztorm się kończy. Co najdziwniejsze wiatr odkręca i wieje prawie że z południa! Decyduję się stać
wytrzymał. Poszedł w szmaty. Zwaliłem to, co zostało, i kosztem wielu godzin naszyłem na wyrwę gigantyczną obustronną łatę 60 120 centymetrów, kłując mozolnie, choć niezwykle równo według narysowanych ołówkiem (co 1 cm) otworów. Tam i z powrotem "maszynowym" ściegiem, używając igły mogącej służyć do zszywania kontynentów.<br> Pomyślcie: dziesięć nie dokończonych sztychów, jakie zabrałoby mi nie więcej niż dwie-trzy minuty... Ów brakujący łut szczęścia, za to pod dostatkiem wiatru i dziura, w której "zmieściłaby się para kochanków w każdej pozycji". Coś strasznego! Osiem godzin roboty.<br> Sztorm się kończy. Co najdziwniejsze wiatr odkręca i wieje prawie że z południa! Decyduję się stać
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego