z koleżanką akurat bardzo zmyślnie się schowała. <br>Raz znaleziona na panią mądrą z urzędu pomstuje, pod moim adresem ani słowa. Z uczuciem ulgi obserwuję, że sięga po aparat, by wykręcić numer do gabinetu lekarza. <br>Słyszę jak mu tłumaczy - jest u mnie pani taka a taka, która postanowiła wyjść na weekend tak czy inaczej. Potem zapewne pytanie z drugiej strony, bo po chwili dodaje - Tak, bezwzględnie. Twierdzi, że jutro wróci. Czy mam jej wydać lekarstwa? - Pytanie <orig reg="zawisło">zawisnęło</> w membranie aparatu, czuję jak serce się we mnie łomocze i w końcu słyszę - Tak, zrozumiałam, zaraz schodzę. <br>A do mnie już niepotrzebnie, bo i ja zrozumiałam