u końca stołu. Mnie natomiast szturchnął w zemście ktoś, kto sądząc z postury, również był sportowcem, i nagle znalazłem się dziesięć metrów od stołu na plecach stłamszonego poety. Z daleka widziałem jeszcze piękny rzut Roszka do pieczywa, choć patrzyłem na to bez entuzjazmu, przeżywając klęskę z wydawcą, którego już i tak nigdzie nie widziałem. I nagle odezwał się obok mnie męski głos:<br>- Widziałem akcję ze sportowcem. No, gratuluję odwagi i refleksu. Pan może coś pisze? - Przy mnie stał wydawca. Spoglądał z uznaniem na mojego bażanta i uśmiechał się zachęcająco. - Widać od razu, że z niejednego pieca, że tak, ehm khm, powiem