pójść, wiesz? W ten zawoalowany sposób Babka przypominała, że trzeba zmienić Dziadzię, który cały dzień pasł krowy. Zostali sami. Puciałłówna stała przy drzwiach z zeszytem w ręce, Polek maltretował niciany frędzel. Cała ohyda tego pokoju spływała teraz ze wszystkich kątów pod stopy Wisi. Przeklinał w duchu podarte - zresztą przez siebie - tapety, zacieki wilgoci przy oknach, krzywą podłogę, zakurzone wiejskie palmy przy obrazach świętych, pokancerowaną maszynę do szycia.<br>- Gniewasz się, Polek?<br>- Ach, co ty? - podskoczył przestraszony.<br>- No to siądźmy do stołu. Rzucił się przysuwać krzesło, w przelocie gołą dłonią wbił gwóźdź, który sterczał bezwstydnie z oparcia, służąc zwykle Dziadzi pomocą przy wyrobie