Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
uczestników naszych podwórzowych zabaw: Wołodia, od roku już gimnazista, syn właściciela sklepiku, gdzie kupowaliśmy ulubione gruszkowe i berberysowe cukierki długości ołówka, po kopiejce para. Drugi chłopiec, młodszy ode mnie o rok, nazywał się również Wołodia. Dla odróżnienia przezwaliśmy go Kukurydzą, gdyż miał jasne włosy i brwi, tylko rzęsy, ni z tega, ni z owego, czarne. Ojciec jego, doktor Lubimski, prowadził od frontu laboratorium chemiczne, nad którego wejściem wznosił się daszek wsparty na dwóch metalowych słupkach.

Matka, mimo że z początku przeciwna moim zabawom na podwórzu, wkrótce polubiła wszystkich trzech chłopców i w każdą niedzielę zapraszała ich na podwieczorki.

Wśród zabaw, którym
uczestników naszych podwórzowych zabaw: Wołodia, od roku już gimnazista, syn właściciela sklepiku, gdzie kupowaliśmy ulubione gruszkowe i berberysowe cukierki długości ołówka, po kopiejce para. Drugi chłopiec, młodszy ode mnie o rok, nazywał się również Wołodia. Dla odróżnienia przezwaliśmy go Kukurydzą, gdyż miał jasne włosy i brwi, tylko rzęsy, ni z tega, ni z owego, czarne. Ojciec jego, doktor Lubimski, prowadził od frontu laboratorium chemiczne, nad którego wejściem wznosił się daszek wsparty na dwóch metalowych słupkach.<br><br>Matka, mimo że z początku przeciwna moim zabawom na podwórzu, wkrótce polubiła wszystkich trzech chłopców i w każdą niedzielę zapraszała ich na podwieczorki.<br><br>Wśród zabaw, którym
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego