Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
przygnębiająco monotonnym lesie, gdzie każdy hektar wyglądał identycznie i gdzie po nogach ciągnęło zimnem. I akurat tu...
- Rozejrzymy się - mruknął.
- Po co? - wzruszyła prawie niedostrzegalnie ramionami. - Przecież nie będziemy tutaj...
- Zobaczymy - uciął. Szybko umknęła z oczami, chowając je pod rudą grzywką i udając, że ogląda coś, co przylepiło się do tenisówki. Nie dopilnował tej sprawy i zjawiła się przed supermarketem tak jak zawsze: w znoszonej podróbce adidasów, za szerokich, koszmarnych spodniach i szarym mysim swetrze z łatami na łokciach. Odstępstwem od normy był brak makijażu: powieki miała czerwone i opuchnięte, a usta blade, zaciśnięte w bolesną podkówkę niemal przez cały czas
przygnębiająco monotonnym lesie, gdzie każdy hektar wyglądał identycznie i gdzie po nogach ciągnęło zimnem. I akurat tu...<br>- Rozejrzymy się - mruknął.<br>- Po co? - wzruszyła prawie niedostrzegalnie ramionami. - Przecież nie będziemy tutaj...<br>- Zobaczymy - uciął. Szybko umknęła z oczami, chowając je pod rudą grzywką i udając, że ogląda coś, co przylepiło się do tenisówki. Nie dopilnował tej sprawy i zjawiła się przed supermarketem tak jak zawsze: w znoszonej podróbce adidasów, za szerokich, koszmarnych spodniach i szarym mysim swetrze z łatami na łokciach. Odstępstwem od normy był brak makijażu: powieki miała czerwone i opuchnięte, a usta blade, zaciśnięte w bolesną podkówkę niemal przez cały czas
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego