Typ tekstu: Książka
Autor: Broszkiewicz Jerzy
Tytuł: Doktor Twardowski
Rok wydania: 1987
Rok powstania: 1978
j właśnie dążył i jej szukał.
Trwa to zazwyczaj tydzień, dwa, nie więcej.
Potem znów staje się sobą.
- Nie sądzisz, że w obu wypadkach jest sobą? - Chyba tak. Ale...
- Franek rozkłada ręce - ale wolę go w tej pierwszej postaci.
- Czy ty - pytam sucho - nie przesadzasz?
Przekazujesz mi Twardowskiego jak w testamencie, jakbyś powierzał opiekę nad własnym dzieckiem.
Ale ja nie zamierzam go adoptować i nie wiem jeszcze, czy zdołam go choćby tylko polubić. - Spróbuj.
- Niech będzie - wstaję. - A teraz do zobaczenia. Za dużo wypiliśmy.
Żegnaj. - Żegnaj? Czy do zobaczenia? - Do zobaczenia. - Dobrze, kuternogo.
Kiedy wchodzę na uciszony, opustoszały już Rynek, od
j właśnie dążył i jej szukał.<br>Trwa to zazwyczaj tydzień, dwa, nie więcej.<br>Potem znów staje się sobą.<br>- Nie sądzisz, że w obu wypadkach jest sobą? - Chyba tak. Ale...<br> - Franek rozkłada ręce - ale wolę go w tej pierwszej postaci.<br>- Czy ty - pytam sucho - nie przesadzasz?<br>Przekazujesz mi Twardowskiego jak w testamencie, jakbyś powierzał opiekę nad własnym dzieckiem.<br>Ale ja nie zamierzam go adoptować i nie wiem jeszcze, czy zdołam go choćby tylko polubić. - Spróbuj.<br>- Niech będzie - wstaję. - A teraz do zobaczenia. Za dużo wypiliśmy.<br>Żegnaj. - Żegnaj? Czy do zobaczenia? - Do zobaczenia. - Dobrze, kuternogo.<br>Kiedy wchodzę na uciszony, opustoszały już Rynek, od
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego