deszczu trudno z niej było zboczyć. Dlatego szedł bez obawy, jak mógł najprędzej, i wyobrażał sobie chwilę wyzwolenia. Lidka jest na pewno zupełnie mokra. Uszedł już dobre kilkaset kroków od żelaznego ogrodzenia zoologu. Szedł prosto w mrok, szczęśliwy, bo nareszcie czuł, że dokonał czegoś, dosięgnął, nie tylko patrzył bezradnie. Może to samo powinno się uczynić w spektaklu, który pomagał przygotować? Po to w końcu przyjechał, by pozostawić ślad, nadać tutejszemu tworzywu nową formę. Jak w teatrze Brechta, chociaż czuł, że to, co obserwuje, to bardziej niedorobiony Artaud, teatrzyk okrucieństwa na śmieszno. Do tej pory paraliżowała go myśl, że nie umie ująć