brzeg! - Dajcie spokój...<br>Ale Szczęsny się uparł. Zrzucał już ubranie, wziął w tobołek, by umocować paskiem na głowie. Rozpierała go radość i rześkość - bodaj do Krakowa pod prąd w taki ranek!<br>Woda była lodowata i bystra. Drobne leje igrały nad głębiną jak płotki, a chciałoby się, żeby były jak rekiny - toby się dopiero pomocowało!<br>Płynął nie za niknącym w oddali okrętem, nie jak Martin, co samochcąc poszedł, głupi, na dno, ale - prosto na komin Celulozy, zwanej, do jasnej cholery, "Ameryką"! Na sztandar powiewający wyzwaniem i nadzieją! <page nr=293> <br>Płynął pewnie, mocnymi rzutami, wpatrując się w czerwoną zjawę z podziwem i żalem, że też