włosku.<br>- W drogę - rozkazał nagle krótko Hayn von Czirne. - Ty, panie z Bielawy, przy mnie. Blisko przy mnie.<br>Nawet nie kazał mnie obszukać, pomyślał Reynevan, ruszając. Nie sprawdził, czy mam ukrytą broń. A każe być przy sobie. To kolejna próba. I prowokacja.<br>Na przydrożnej wierzbie kołysała się powieszona latarnia, sprytny trik, mający zmylić jadącego śladem, upewnić go, że oddział jest daleko przed nim. Czirne zdjął latarnię, uniósł, jeszcze raz oświetlił Reynevana.<br>- Uczciwa twarz - skomentował. - Szczere, uczciwe oblicze. Wychodzi, pozory nie kłamią, a ów tu prawdę gada. Nieprzyjaciel Sterczów, tak?<br>- Tak, panie Czirne.<br>- Reinmar z Bielawy, tak? <br>- Tak.<br>- Wszystko jasne. Dalej, brać