ona weszła zmarznięta, i usiadła, to było bardzo dawno temu, niedługo po tym, jak przyjechaliśmy z Polski. Wyglądała bardzo źle, jakby była zmęczona albo chora, oczy jej się szkliły i oddychała szybko. Weszła taka zziębnięta, był mróz i śnieg lekko prószył, siadła na krześle, o tam, i w tym momencie, trrrach, pękło lustro. Pękło, jak pan widzi, na całej szerokości, zupełnie samo z siebie, a ona bardzo się przestraszyła i chciała zaraz iść, ale Henryk wyszedł do niej i zaczął ją uspokajać. Powiedział, że to różnica temperatury, że wniosła ze sobą chłód z zewnątrz, że nie ma się czego bać. Mówił