szczękanie zasuwek, z kominów sączył się rzadki i cienki, ale za to ostro ku górze biegnący dymek. Od sklepu baptysty, spod dębowych okiennic, wyciekał na drogę słaby już, przytłumiony znużeniem śpiew w kształt obcego psalmu złożony. Nie dochodząc do swojej furtki, Polek omal się nie zderzył z Kajakim, który zmarznięty, trzęsący się i mokry od rosy leciał uliczką Stacyjną.<br>- Urwałeś się? - spytał Polek.<br>- Aha, oni pół nocy ganiali za tobą.<br>- A inni?<br>- Też chyba nawiali.<br>- To klawo.<br>- Ty, a ja spotkałem kogoś, chyba czorta.<br>- Gdzie?<br>- Godzinę temu, w rowie leżał. Kiedy podszedłem, to brzęknął tak jak dzwon, jedry jego pałki, i buchnął