polskiego antysemityzmu, a zwłaszcza Jedwabnego. Tu już Rawls, Habermas i filozoficzny żargon nie są potrzebni, tu się zaczyna język zrozumiały dla leninowskich kucharek. I na zakończenie uwaga osobista. W pewnym miejscu Krasnodębski stwierdza, że w niemieckich publikacjach broniłem polskiej drogi do dekomunizacji, natomiast w Polsce milczałem. Nieprawda. I tam, i tu pisałem to samo - w omówieniu "Teczki" Timothy G. Asha, w szkicu o Furecie, Hobsbawmie i Walickim, w rozmowie z Joachimem Gauckiem, w polemice z biskupem Życińskim i w kilku innych tekstach, w których wywodziłem, dlaczego wobec PRL niepodobna kopiować ani enerdowskiej dekomunizacji, ani alianckiej denazyfikacji. Natomiast konieczna jest procedura własna, adekwatna