po północnej półkuli, na wschód od południka Greenwich (dwudziesty trzeci plus - minus południk), przez kraj polski, środkiem polnej drogi, tym wybrzuszeniem, co pomiędzy dwiema głębokimi koleinami - wyżłobionymi kołami chłopskich furmanek, wojskowych furgonów, drabiniastych <orig>długowozów</>, niedzielnych i świątecznych i powszednich dwukółek bryczek wolantów powozów i innych <orig>dyliwozów</>, co się tą drogą turlały w jedną i z powrotem od pamiętnych i niepamiętnych czasów.<br>Się szło.<br>Się szło, wzniecając od czasu do czasu drobne obłoczki kurzu włóczeniem wiecznie maszerujących nóg, po <orig>drożach</> i bezdrożach dróg, nisko niziutko przyziemnie <orig>naziemnie</> <orig>podziemnie</>, już od dwóch lat <orig>podziemnie</> <orig>pogrzebnie</> <orig>pogrobowo</>, z grobu się wstało, ale z martwych