tak samo wszeteczną, przyciągającą jak magnes, jak źródło spragnionego.<br> Widzę ją i idę do niej na bałyku, na kolanach, gdyż osłabiony z głodu nie mogę się podnieść na równe nogi.<br> <page nr=41><br> Idę, a trawa szeleści, a jej nagość coraz bliższa czerni się jak żelazo hartowane w ciemnej glinie.<br> A gdy byłem tuż, tuż, gdy już ręce wyciągałem, żeby dotknąć tego ciała, stłamsić w łapach jej piersi strzeliste, ona się podniosła z trawy, uśmiechnęła do mnie isięgając na oślep obok siebie, podała mi zawiniętą w papier szynkę.<br> Rozrywałem ją zębami, pożerałem dławiąc się i śliniąc, stękając i pomrukując, śmiejąc się i płacząc z radości