był wybrany, do szumu było jeszcze daleko. <br>Wysiadając, ujrzał nad dachami kamieniczek wieżę kościoła. Nad ciemną cegłę wznosił się szczyt kryty blachą, rudawą raczej od rdzy niż od kwietniowego słonka. <br>Kierowca wydawał bagaże. Zanim Hans ruszył ze swoją walizką na kółkach, spojrzał za kobietą z teczką. Szła wzdłuż domów. Teraz, tuż przed zakrętem, obejrzała się. Szedł i czuł w dłoni, jak walizka podskakiwała na nierównościach asfaltu. Po kilku krokach obrócił się znowu, tym razem jak chłopczyk, co ciągnie na sznurku drewniany wóz strażacki. Walizka stukotała głośniej, po chwili przywykła do prowincjonalnego trotuaru i nawet jakby ją bawiły te rytmy, stukoty, chyboty