rozsnuwający wokoło woń tak odurzającą, że dr Durchfreud miał wrażenie, iż nie biegnie, a unosi się i rozpływa w tym najpiękniejszym z zapachów.<br> Dopiero kiedy szerokie, klimatyzowane korytarze śródmieścia zamieniły się w wąskie, ciasne, duszne i hałaśliwe uliczki dzielnicy Berthelota - dr Durchfreud zatrzymał się.<br> Wysoko na ścianie, pod samym stropem, tuż u wylotu termosyfonu, huczącego wezbranymi falami wentylowanego powietrza, stał głową do dołu dr Brillat-Ćwierciakiewicz. Wkładał do jamy gębowej kamyki i nie wypluwając ich starał się przekrzyczeć szum rozfalowanego wiatru.<br> ,,Co pan robi, panie kolego?" - chciał krzyknąć dr Durchfreud. ,,Zdaje się, że pan miał do mnie jakąś sprawę, panie kolego