uciszył towarzystwo Schwind. - A oto mój prezent dla mistrza, proszę, proszę bliżej... In-gooolf!<br>Podeszli do kamiennej balustrady. W ogrodzie na dany znak pojawiło się sześć czarnych fraków, w piaskowym świetle słońca zachodzącego za las błysnęły pudła instrumentów. Wszyscy zaniemówili. Dyrygent uniósł batutę i popłynęła melodia surowa, chłodna, połyskliwa i twarda jak zimowy poranek. Chabot poznał muzykę, był to koncert Sibeliusa.<br>Patrzył na czubki sosen tknięte czerwienią, na spokojną taflę jeziora. "Teraz wiem, skąd się wziął pruski błękit" - przyszło mu do głowy, gdy porównywał wodę i wieczorne niebo.<br><br>Bernardette i Huber, nie zauważeni, oddalili się boczną ścieżką, dochodząc do miejsca, gdzie