o zachowanie ustalonej już tradycji. Nie umiałbym powiedzieć, jak kształtował się jego pomysł co do mojej osoby. Pierwsze zaproszenie przyszło w 1959 roku, odpowiedziałem, że może w roku następnym, zresztą uzyskanie amerykańskiej wizy nie wydawało mi się prawdopodobne. Frank ponowił zaproszenie w 1960. Nie mam danych, żeby sądzić, że Lednicki typował mnie na swojego następcę. Nic a nic nas nie łączyło, bo był po prostu arystokratą (czy raczej półarystokratą) starej daty.<br> Frank, nie ujawniający swoich uczuć, chował w sobie pamięć chorowitego dzieciństwa, prawie kalectwa, i jakby lęk przed istnieniem. Być może z powołania był poetą i swoje zamiłowanie do tkanki języka