To go wprawiło w dobry humor i zapomniał zupełnie, że znajduje się na statku pełnym porykującego bydła. Czułem się zaszczycony jego koleżeńskością, więc zdobyłem się na odwagę i zafundowałem mu małe piwo, które też on, nie okazując zbytniej niechęci, przyjął.<br>Zbliżaliśmy się do przystani, więc przeprosiłem Parksa, mówiąc, że muszę uaktywnić bagaż. Ofiarował mi pomoc - sam podróżował tylko z torbą podręczną - z której ja, ze zbyt ostentacyjną może determinacją, zrezygnowałem. Żywiłem oczywiście nadzieję, że się już nie zobaczymy, lecz pech chciał, że spotkaliśmy się znów na komorze celnej. W pierwszej chwili nie zauważył mnie i już miał odejść, unosząc swój krzyżem