co bądź, matka umarła w postaci, w jakiej nie mogła być już dla niej niczym prócz utrapienia, i pani Barbara odzyskiwała ją nagle we wspomnieniu taką, jaką wspominać było czymś miłym i potrzebnym dla życia, odnajdywała ją przytomną, młodą, nie zamazaną przez okrutną rzeczywistość ostatnich lat.<br>I radując się prawie, ubrała się co żywo do drogi, a potem pobiegła odszukać Bogumiła. Miotał nią strach, że mogło z nim się coś stać po jej słowach.<br>- Pan poszedł z pisarzem do kancelarii - objaśniła ją Józia i pani Barbara poczuła się dotknięta: - A więc do tego stopnia nic go to nie obeszło, że poszedł sobie