z tłumem wycieńczonych dziewcząt w bramie ogromnej fabryki z czerwonej cegły... Twoja suknia to z koloru i kształtu naprawdę worek... Żadnych falban, zaszywek, kieszonek, marszczeń... Żadnych skrytek czy schowków, w których mogłabyś wynieść drogocenną przędzę. Mimo to nadzorca o twarzy Euzebiusza Drutta wielkim kijem unosi spód worka, w który jesteś ubrana... Cała drżysz na widok tego strasznego człowieka. Wstyd miesza się z podnieceniem. Gdyby tak chociaż robił to swoimi silnymi, nigdy nieumytymi rękoma, które śnią ci się w twojej lodowatej, pełnej szczurów komórce, gdzie dogorywasz po szesnastu godzinach pracy przy krosnach... Silne ręce nadzorcy, marzenie uciemiężonych robotnic... Cholera, mała, wypluj to